Maryja w okolicy górzystej

Bracia i Siostry!

Dziś podzielę się przeżyciami z pożegnania obrazu nawiedzenia, jakie miało miejsce dnia 14 października br., na zakończenie „peregrynacji” w diecezji tarnowskiej, w samym Tarnowie, i powitania obrazu w diecezji rzeszowskiej, co miało miejsce tego samego dnia w Gorlicach. Chcę także podzielić się refleksjami nad zjawiskiem religijnym, jakim jest w Kościele w Polsce wędrówka kopii jasnogórskiego obrazu w doli i niedoli narodu - owo bycie pośród ukochanego ludu.

W wędrującym obrazie bardzo wyraziście odbijająsię religijne dzieje Polski. Siedzę je od samego początku, najpierw dzięki relacji Prymasa Tysiąclecia, a potem własnej obserwacji, zwłaszcza podczas mojej dwudziestoletniej posługi prymasowskiej. Czynię to z miłości do tej formy uczczenia Maryi, ale także z obowiązku, bo obraz nawiedzający jest własnością Prymasów Polski. Choć „peregrynacja” to fascynujące posłannictwo pasterskie, nie spotkałem dotychczas naukowego i całościowego opracowania na ten temat. Problematyka zaś sięga kilku dziedzin: rozwoju religijności społecznej, stosunków Kościoła i państwa, postaw pobożności, wpływu na stabilność rodzin, na tożsamość religijną i narodową itd. Owszem, w Gnieźnie został opracowany przebieg pierwszego nawiedzenia obrazu w każdej parafii w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Także ks. infułat Wójcik z Suchedniowa barwnie opisał „uprowadzenie” obrazu Matki Boskiej z „niewoli” i przewiezienie go do Radomia, na dalszą wędrówkę po parafiach. Są relacje z poszczególnych diecezji, ale opracowania bardziej kompleksowe są po prostu mało dokładne. Należy wszakże podkreślić, że nawiedzenie to jest fenomenem godnym bacznej uwagi.

Przypomnę zasadnicze wiadomości o historii obrazu nawiedzenia. Kardynał Prymas Wyszyński, po uwolnieniu z więzienia, udał się w maju 1957 roku do Rzymu i zawiózł do poświęcenia dwie doskonałe kopie jasnogórskiego obrazu, wykonane przez prof. Torwirda z Torunia. Jedna kopia pozostała w Rzymie, druga powróciła do Polski i podjęła nawiedzanie parafii w Polsce. Początki były nieśmiałe, a biskupi wahali się z zaplanowaniem ogólnopolskiego programu. To wiemy lud wyczuł teologiczną treść nawiedzenia. Podczas obchodów tysiąclecia chrztu, w roku 1966, obraz towarzyszył pierwszym stacjom uroczystości milenijnych. W Lublinie zaczęły się awantury i próby „oderwania” obrazu od przebiegu uroczystości. Młody wówczas biskup pomocniczy z Lublina, Jan Mazur, sam siadał za kierownicą, ubrany w szaty liturgiczne, i podwoził obraz na miejsce celebry. Właściwy atak przypuszczono podczas przejazdu obrazu z Fromborka do Warszawy, pod Liksajnami. Mimo protestów Prymasa Wyszyńskiego obraz „aresztowano”, a następnie umieszczono w zakrystii katedralnej w Warszawie, z zakazem wynoszenia go. Kiedy jednak rozpoczynało się nawiedzenie w diecezji katowickiej, wierni nie mogli zrozumieć, dlaczego obraz, po okresie wakacyjnym, nie może podjąć nawiedzenia. Kopia jasnogórskiego obrazu wyruszyła więc z Warszawy do Katowic, ale już pod Będzinem została „aresztowana” i przewieziona do klasztoru jasnogórskiego pod straż. Przez sześć lat dwóch milicjantów stało pod Jasną Górą i kontrolowało każdy wyjeżdżający samochód, czy nie wywozi się obrazu nawiedzenia. A mimo to w roku 1972 obraz został „uprowadzony”, co opisuje ks. Józef Wójcik, i sprowadzony do Radomia, skąd wyruszył na trasę nawiedzenia. Trzeba pamiętać, że poczynając od Katowic, mimo braku obrazu, nawiedzenie trwało. Wszystkie parafie południowych diecezji przyjmowały ramy obrazu, co symbolizowało duchową obecność Matki Bożej.

Więzienie obrazu przez sześć lat, przy jednoczesnym kontynuowaniu nawiedzenia zgodnie z planem, zasługuje na poważną refleksję. Wielu dziennikarzy i socjologów zwykło uważać cały proces nawiedzenia za opór wobec władzy komunistycznej. Uważano niekiedy, a tak na pewno myśleli ludzie ówczesnej władzy, że duchowieństwo wykorzystuje uczucia religijne do walki z władzą ludową i światopoglądem naukowym. Tymczasem nawiedzenie miało charakter religijny. Jego celem było ożywienie wiary, poszerzenie znajomości religii, oddanie chwały Bogu przez cześć dla Bogurodzicy i doprowadzenie człowieka do życia sakramentalnego. Wierni byli wdzięczni za okazję do pogłębienia życia religijnego, zwłaszcza w rodzinach. Naturalnie, że cele religijne nawiedzenia osadzały się w kontekście społecznym. Każdy dostrzegał, czy okno sąsiada jest udekorowane, czy nie. Pierwszy sekretarz partii nie mógł dekorować, a zwyczajny „partyjniak” dekorację w swoim oknie zwalał na żonę i dostawał reprymendę, ale w oczach społeczeństwa uchodził za „porządnego”. Często ten aspekt, choć zupełnie marginalny, znajdował swoje nagłośnienie. Tymczasem chodziło o prawdziwie zbawcze działanie Kościoła. Pogląd, jakoby nawiedzenie było włączaniem się Kościoła w działania antyrządowe, ukazuje swoją wadliwość, gdy obserwujemy nawiedzenie w innym już ustroju państwowym, po roku 1989.

Pierwszy cykl „peregrynacji” zakończył się przed stanem wojennym. W czasie stanu wojennego obraz znajdował się w Warszawie, a potem okresowo nawiedzał większe miasta w Polsce. Władze stanu wojennego widziały w nawiedzającym parafie obrazie szansę na swe uwiarygodnienie. Później nastąpiła dość długa przerwa w nawiedzeniu, wykorzystana do konserwacji obrazu, gdyż wystawiany na zmienne temperatury, różne nawilgocenie i oświetlenie, doznał zniszczeń. Dopiero podczas Zebrania Plenarnego Konferencji Episkopatu w maju 1985 roku zapadła decyzja o podjęciu nowego cyklu systematycznego nawiedzania parafii. Rozpoczęło się to w Drohiczynie 6 maja tegoż roku. Tak się złożyło, że wizytę Matki Bożej w Drohiczynie przeżyłem i w pierwszym, i w drugim cyklu. Uroczystościom przewodził biskup Władysław Jędruszuk. Wymieniło się pokolenie mieszkańców, zmieniły się okoliczności, polepszyła się technika nagłośnienia, doskonalszy stał się udział tłumów w przeżywaniu piękna liturgii, ale nie zmieniła się cześć i miłość do Matki Najświętszej. W mediach odzywały się głosy sugerujące, że Episkopat zaczynając nawiedzenie od Drohiczyna prowokuje Związek Radziecki, a to, że w uroczystościach wziął udział przebywający wówczas w Polsce przewodniczący Episkopatu Stanów Zjednoczonych, biskup Malone, jakoby potwierdzało polityczne zamiary Episkopatu. Takie spekulacje były jednak bezsensowne. Nawiedzenie trwało dalej. W następnych latach zaszły ważne zmiany - Polska Ludowa zmieniła się po prostu na Polskę, przybył nuncjusz, nastąpiła reorganizacja administracji kościelnej w Polsce: powstał ordynariat połowy, ilość metropolii wzrosła do 13, w tym grekokatolicy zyskali własną metropolię, a ilość diecezji wzrosła do czterdziestu. Prawa Kościoła umocnił Konkordat.

Na tle takich faktów trzeba widzieć i rozumieć pożegnanie obrazu w diecezji tarnowskiej i powitanie w diecezji rzeszowskiej. Przy pięknej pogodzie na centralnych placach miejskich gromadził się cały lud Boży. Duchowieństwo wszystkich stopni, świeccy, poczynając od przedstawicieli władz państwowych, jak i samorządowych, młodzi i starsi. W słowach pożegnania, wygłoszonych przez biskupa Wiktora Skworca, jak i powitania przez biskupa Kazimierza Górnego, było bardzo wiele ciepła płynącego z miłości i nadprzyrodzonego zaufania we wstawiennictwo Matki Najświętszej. Nawet podczas homilii, gdy mówiłem o zagrożeniach wynikających z odstępstw od zasad chrześcijańskich w skali globu, czuło się wolę trwania przy Chrystusie, który - jak w Kanie Galilejskiej - budzi w ludziach zbawiającą wiarę. Przyjęcie Komunii św. przez tysiące wiernych świadczy o trwaniu w łasce Chrystusowej.

21 października 2001 r.

Źródło: Józef Kardynał Glemp, Prymas Polski, Ściśle duszpasterskie. Wybór audycji radiowych (2001-2002), Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej, Warszawa 2002.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz