"Pan rzekł: Będę z Tobą" (Rdz 26, 24)

Bracia i Siostry!

Upłynęło dwadzieścia lat od chwili, gdy Ojciec Święty Jan Paweł II powołał mnie na biskupa Gniezna i Warszawy, a tym samym Prymasa Polski. Często dziennikarze stawiająpytanie, dlaczego akurat mnie przypadło to zadanie? Myślę, że Ojciec Święty oraz konsultowany Episkopat i członkowie Kongregacji Biskupów brali pod uwagę - oprócz wykształcenia, wieku i doświadczenia duszpasterskiego - także znajomość jednej i drugiej archidiecezji.

Jaka była moja znajomość tych dwóch archidiecezji? Gniezno było moją macierzystą diecezją. Na jej terenie wychowywałem się, uczyłem się w Seminarium, przyjąłem święcenia, stąd zostałem wysłany na studia do Rzymu, tu pracowałem w Kurii, w Trybunale Metropolitalnym i w Seminarium, gdzie — po powrocie ze studiów — znów mieszkałem prawie cztery lata. W Gnieźnie przeżyłem Tysiąclecie Chrztu Polski. Już wtedy zdarzało mi się wyjeżdżać z Prymasem Wyszyńskim „w Polskę”, na obchody milenijne. Przeniesiony do Warszawy, służyłem Prymasowi jako kapelan na teren archidiecezji gnieźnieńskiej przez prawie dwanaście lat. Znałem Gniezno nie tylko w wymiarze geograficznym, ale także historycznym. Przyjeżdżając z Prymasem z Warszawy do Gniezna, wolny czas poświęcałem aktom przechowywanym w Archiwum i uzyskałem dość dobrą znajomość losów Kościoła w XIX wieku. Pewnie dlatego Prymas Wyszyński ustanowił mnie kanonikiem gremialnym Kapituły Prymasowskiej. Nadto znałem duchowieństwo, wielu księży znałem ze wspólnych studiów w Seminarium Duchownym, wielu poznałem w czasie posługi duszpasterskiej jako wikariusz, kapelan czy katecheta.

Archidiecezji Warszawskiej nie znałem tak dobrze, ale przez dwanaście lat mieszkania przy ul. Miodowej i pracy w Sekretariacie Prymasa Polski, mogłem wystarczająco zapoznać się z klimatem kościelnym Stolicy i całej rozległej archidiecezji, od Ziemi Kutnowskiej aż po Kurpie, od Warty aż po Bug. Źródła poznania archidiecezji warszawskiej były następujące: praca biurowa w Sekretariacie Prymasa Polski, choć nie nakładała się na sprawy kurialne, zawierała wiele zagadnień lokalnych, które trafiały do Prymasa jako arcybiskupa Warszawy. To poznanie rozszerzało się poprzez zajęcia w Akademii Teologii Katolickiej na Bielanach. Akurat w tym czasie kilku kapłanów archidiecezji uczęszczało na Wydział Prawa, gdzie - przy boku profesora Kupiszewskiego - prowadziłem ćwiczenia z prawa rzymskiego, a potem małżeńskiego. Nadto powierzono mi duszpasterstwo prawników. Co miesiąc spotykaliśmy się na modlitwie i słuchaniu referatu z zagadnień kościelnych. Co roku przed Niedzielą Palmową organizowałem rekolekcje. Spotykaliśmy się w kościele ojców Bazylianów na Miodowej lub w kościele świętej Anny. Wreszcie poznawałem duchowość typową dla wielu warszawskich katolików-inteligentów, promieniującą z Lasek, z Zakładu dla Ociemniałych. Sam Prymas Wyszyński starał się ułatwiać mi tę znajomość. Odprawiałem codziennie Mszę świętą w kościele świętego Marcina przy ul. Piwnej, będącego pod opieką sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Dość często podjeżdżaliśmy z Prymasem do Zakładu w Laskach, a On opowiadał o swojej pracy w Zakładzie, o sytuacjach podczas Powstania Warszawskiego, o ojcu Komiłowiczu i matce Czackiej. Byłem potem „sędzią” w procesie beatyfikacyjnym ks. Władysława Komiłowicza i przyjąłem zeznania kilkunastu osób znających Sługę Bożego. To tyle na temat uwarunkowań, jakie otaczały moją kandydaturę na stanowisko Prymasa, czyli według ówczesnego prawa na arcybiskupa Gniezna i Warszawy.

W roku 1979, po śmierci biskupa Drzazgi, zostałem biskupem na Warmii. Prymas Wyszyński, myśląc o swoim następcy, widział pośród innych także młodego biskupa z Warmii, bo i z uznaniem przyjmował inicjatywy duszpasterskie, jakie podejmowałem w Olsztynie. Znał mnie także Ojciec Święty. Okazję ku temu dawały spotkania biskupów na Miodowej, najczęściej podczas konferencji plenarnych, a także wizyty w Krakowie, gdy towarzyszyłem kardynałowi Prymasowi. Kardynał Wojtyła pamiętał mnie także z czasów Soboru w Rzymie. Już jako Papież dał mi do zrozumienia, że pamięta jedną rozmowę, jaką prowadziliśmy w Krakowie, na temat wprowadzania Soboru w życie duszpasterskie. Może to zadecydowało, że w kwietniu 1979 roku zostałem konsekrowany na biskupa warmińskiego.

Pod koniec czerwca 1981 roku byłem z pielgrzymką kapłanów i wiernych z Warmii w Rzymie. Po śmierci Prymasa Wyszyńskiego wierni chętnie jechali do Rzymu, aby prosić o zdrowie dla Papieża, który - leżąc w klinice Gemelli - dosłownie walczył o życie. Po przylocie do Rzymu dnia 23 czerwca, a pora była już późna, poproszono mnie na rozmowę z kardynałem Macharskim w Polskim Kolegium. Metropolita krakowski wyjawił mi zamiary Ojca Świętego, do którego miałem się udać. Niebawem oznajmiono mi dzień i godzinę, w której miałem się spotkać z Ojcem Świętym w klinice Gemelli. Towarzyszyli mi pielgrzymi z Warmii, a ponieważ nie mogli mi towarzyszyć w spotkaniu, modlili się pod oknami na ulicy, wspomagając i Papieża, i swojego biskupa. Ojciec Święty przyszedł do pokoiku, w którym czekałem. Był odziany w szlafrok, pochylony, wychudzony, wyglądał na cierpiącego, ale nie było u Niego widać grymasu bólu, tylko wielkie skupienie i rozmodlenie. Rozpoczął od tego, jak widzi zadania prymasa na obecne czasy: utrzymywać jedność przez modlitwę. Jako obiekcję co do przyjęcia zadań prymasowskich wysunąłem moją nieumiejętność politykowania i niezaradność w tej dziedzinie. „To nie szkodzi, to dobrze” - usłyszałem. Potem rozmowa zeszła na temat Polonii. Ojciec Święty polecił, abym pilnował tradycji prymasowskich względem polskiego wychodźstwa. Przytulił mnie do siebie. Ucałowałem Jego rękę. Rozumiałem, że mam podejmować zadania, nie wiedząc, jak one są ciężkie. Trzeba przejąć „facultates” w wymiarze, jaki miał Prymas Wyszyński, ale do czasu. Należy nie zwlekać z ogłoszeniem nominacji, aby zdążyć przed zjazdem partii. Przeczuwałem, że Ojciec Święty myśli następująco: Episkopat jest doświadczony, nauka Soboru jasna, trzeba ufać Jezusowi i Jego Matce. Wyszedłem, ktoś mnie sprowadził z dziesiątego piętra na dół. Na dole byli nasi pielgrzymi. Opowiedziałem o dobrym samopoczuciu Ojca Świętego w Jego słabości. Przyjęli to w milczeniu. Nikt nie zapytał, o czym rozmawialiśmy. Dość dziwnie patrzyli na mnie, rzekłbym: z wyrozumiałością, jakby myśleli: a może? Tego dnia złożyłem wizytę kardynałowi Casarolemu i rozpocząłem starania o jak najwcześniejszy przylot do Polski. W poniedziałek 6 lipca wyleciałem do Warszawy. Na lotnisku, rzecz niezwyczajna, powitali mnie: biskup Bronisław Dąbrowski i ks. prałat Goździewicz. Ogłoszenie nominacji, dzięki przyspieszeniu nadanemu przez pana Barcikowskiego, nastąpiło nazajutrz, gdy byłem już w Olsztynie. A więc stało się. Pan rzekł: będę z tobą.

8 lipca 2001 r.

Źródło: Józef Kardynał Glemp, Prymas Polski, Ściśle duszpasterskie. Wybór audycji radiowych (2001-2002), Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej, Warszawa 2002.