Dyskretne dobro - ks. inf. Jan Sikorski wspomina kard. Glempa

Był krytykowany nawet przez księży z własnej diecezji, choć po latach widzimy, że jego decyzje były słuszne. Był bardzo skromnym człowiekiem, a jego dobro było dyskretne - wspomina w rozmowie z KAI zmarłego 23 stycznia prymasa - seniora kard. Józefa Glempa jego wieloletni współpracownik ks. inf. Jan Sikorski, obecnie ojciec duchowy kapłanów w archidiecezji warszawskiej. Podajemy wypowiedź ks. Sikorskiego:

Ks. Józef Glemp był w bardzo trudnej sytuacji, gdy objął stanowisko prymasa Polski po wielkim kardynale Wyszyńskim, gdy ważyły się losy kraju, który znalazł się na zakręcie historii. Trzeba było ogromnej rozwagi i rozwagi żeby podjąć się kierowania Kościołem w tak trudnej sytuacji. Na początku spotkał się z trudnościami nie tylko ze strony komunistycznych władz, ale także własnych kapłanów, którzy uważali, że jest za mało radykalny, zbyt pacyfistyczny, za bardzo ugodowy.

Dla niego zawsze najważniejsza była troska o człowieka i w stanie wojennym upominał się o skrzywdzonych ludzi bardzo zdecydowanie i mocno. Po 13 grudnia 1981 zacząłem jeździć do internowanych w Białołęce i zdawałem mu sprawę ze swoich wizyt. A on natychmiast zdecydował: Ja tam pojadę. I w jedną z pierwszych niedziel, jeszcze w grudniu, przyjechał do Białołęki i tam praktycznie spędził cały dzień, starał się odwiedzić wszystkich w celi, a ja mogłem wtedy dotknąć tej jego wielkiej wrażliwości na krzywdę. Starał się pomóc ludziom wszelkimi siłami dlatego powołał Prymasowski Komitet Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom dosłownie kilka godzin po ogłoszeniu stanu wojennego był jego inicjatywą. Komitet wspaniale pracował, a ks. Prymas zawsze go chronił.

Wielu uważało, że powinien stać się liderem opozycji, on na to się nie zdecydował, był wyważony. Krytykowano wiele jego wypowiedzi i decyzji, ale patrząc z perspektywy lat widzimy, że trzymał mocno ster Kościoła i przeprowadził nas przez ten dramatyczny czas z minimalnymi stratami. Nie wszystko było tak proste jak się wydawało nam, młodym księżom, trzeba było wiele roztropności żeby nie ulec emocjom, a on nie ulagał.

Jako administrator diecezji wykazywał się zawsze ogromnym spokojem i dystansem i prowadził pewną ręką wszystkie bieżące sprawy. I z perspektywy lat znowu widać, że jego mądrość była większa niż nam się wydawało obserwując go na bieżąco.

Nie był porywający, nie miał takiego charyzmatu jak kard. Wyszyński, z którym był wciąż porównywany. Do ostatniej chwili, już będąc na emeryturze, był niezwykle aktywny i jego pracowitość była godna podziwu. Nigdy się nie oszczędzał i taki był do końca - pracowity, pozostawał w cieniu.

aw / Warszawa
--
Katolicka Agencja Informacyjna